Zuchy, czuj!

No to zaczynam. Na dobry początek, tak trochę na próbę, coś co napisałam wcześniej, relacja z surrealistycznego sposobu na spędzenie sierpniowej soboty.

Sobota 23 sierpnia 2014, Dzien Gości na dziewczęcej koloniii zuchowej Hufca Bałtyk w Symonds Yat, Gloucestershire.
0 10.30 dziewczyny w pełnym umundurowaniu powitały rodziców z pieśnią na ustach, tekst coś w stylu my jesteśmy polskie bojowniczki. Śpiew wyszedł średnio dziarsko, bo dzieciaki już bardzo stęsknione były i strasznie chciały się wyrwać do rodziców. Po przywitaniu można bylo je zabrać na kilka godzin poza teren.

Mieszkają w środku szczerego pola, za płotem pasą sie owce, tuż obok las, the Forest of Dean dokladnie, gdzie chodza codziennie na podchody i budowanie szalasow.
Pobudke maja na gwizdek o 7 rano, pięć minut na wstanie i wybiegniecie rześko i sprawnie na gimnastyke na tym polu szczerym. (Brrrrr)
Śniadania typowo dziecieco-angielskie, czyli cereals i tosty z dżemem.
Po śniadaniu do lasu albo na basen do pobliskiej miejscowości Ross-on-Wye, gdzie zdobywaja sprawnosci żabka 1 – żabka 4.
Lunch w relacji moich córek to najwieksza porazka kolonii, bo jest typowy polski obiad zaczynajacy sie od zupy, a moje zup nie jedza, nie cierpia, nie znosza. Powiedzialy jednak, ze nauczyly sie wysysac z zup sam makaron, tylko grzybowa wyglądała tak obrzydliwie, że odpuściły nawet wysysanie tego makaronu.
Po lunchu cisza 20 minut, i z tego co mówiły, to jest jedyny czas wolny w ciągu dnia.
Po ciszy sprzątanie terenu, przygotowanie do podwieczorku, kominek, składający sie ze śpiewania piosenek zuchowych ze spiewnika. Dla rodzicow przygotowane bylo wydanie specjalnie kominka. Dziwne jakies te piosenki. A więc oprócz ponadczasowego Z popielnika na Wojtusia, rodzice uslyszeli Po zielonej trawie piłka goni, coca cola coca cola jaka pyszna jest fasola.

Jako ze mamy AD 2014 kolonia upływa pod hasłem 70 rocznicy powstania warszawskiego. Dzieci mają w klapach odznaki Polski Walczacej, a stołówka jest ozdobiona wielkim planem Warszawy z zaznaczeniem kanałów i innych atrakcji powstańczych. Każda szóstka ma nazwe od dzielnicy Warszawy. So far so good, ale szczerze mowiąc troche mi nieswojo było jak sie wygadały, ze jedną z ulubionych gier w plenerze jest Raz dwa trzy hitlerowiec patrzy. Uczucia w tym momencie mam co najmniej mieszane. Widać, ze poprawność polityczna stała się moją drugą naturą, a na kolonię zuchową hufca Bałtyk jakoś nie dotarła kompletnie. Efekt jest taki, że czuję sie zmotywowana, żeby je teraz zabrać do Warszawy, do muzeum powstania, i nadać tej postrzępionej wiedzy jakiś sensowny kształt.
Kto wie, może o to właśnie organizatorom chodziło.

Pożegnanie rodziców nie obyło się bez łez, co było do przewidzenia, ale wracać do domu nie chciały, w ogole nie było takiego tematu, bo w drugim tygodniu czeka je mnóstwo wspaniałych niespodzianek. Przynajmniej takimi obietnicami zabezpieczyły się druhny na wypadek gdyby dzieci zbiorowo błagały rodziców o zabranie do domu z tej kuriozalnej nieco imprezy.